Zatytułowałem ten post nazwą amerykańskiej książki o 15-letniej Alicji, która, mówiąc w bardzo wielkim uproszczeniu, była uzależniona od najcięższych używek.
Znam tą książkę na pamięć, choć tylko raz ją przeczytałem.
Dlaczego o niej wspominam?
Bo mam tą samą świadomość jak ta 15- latka, że najprawdopodobniej nie wygram z uzależnieniem. Ona zmarła samotnie w domu ( tak umierają narkomani/lekomani, w zupełnej samotności) przedawkowując heroinę po detoksie.
Biła się z myślami, walczyła ale cóż, niestety przegrała i miała tą świadomość, że najprawdopodobniej umrze.
Dziwne bo ja ją też mam. Jestem czysty, hery nie ruszałem nigdy, choć chciałem zamówić oxykontin, niestety przewalili mnie.
Nie wiem, kiedy ani jak umrę, czy przyczyną będą stymulanty, tramadol, czy inna mieszanka.
Czytając jej historię życia, zaledwie 15-letniego, zauważyłem, bardzo wiele podobieństw między nią a mną.
Może być też tak, że z narkomanią nie wygrywa się nigdy w 100%…
Tego nie wiem, ale póki żyję, podzielę się z Wami moimi swiadectwami