Kto słuchał kawałka Peji, wie dlaczego dałem taki tytuł posta.
Godzina 9, poranna kąpiel, kawa, papieros. W duszy pustka.
Patrzę przez okno, wszystko oświetlone porannym promieniem słońca.
Żyć nie umierać.
Jednak nie dla mnie.
Złapał mnie moralniak, po tym jak wczoraj zażyłem fenterminę. Miałem w syropie i tabletkach.
Jednak tabletki mają 30 mg chlorowodorku fermentyny a syrop 15.
Wolałem coś ” słabszego”, myślałem, że jadąc swojego czasu na fecie a raczej mecie, jestem ” wyćwiczony”.
Hehe, dobre. ” wyćwiczony”…
O mało nie skończyło się to zawałem, mimo bardzo młodego wieku.
Miałem przecież tramadol, legalny, w kapsułkach, 150 mg SR, zawsze działał na mnie uspokajająco i jak mały speed.
Ale to wiązałoby się z dorzutką benzosów a ich po otruciu wolę nie ruszać.
Może zamiast tramalu, małe piwo i wypad na miasto?
Narazie siedzę przed kawą i patrzę w okno..